Z racji tego, iż w tej chwili, jak to piszę, nie mam co robić postanowiłem coś więcej o sobie napisać.
A więc urodziłem się 2 października 1985 r. w mieścinie zwanej Gdynią (tam, bo na tamte czasy mieli szpital do którego moja mama miała najbliżej
). Do 4 roku życia tułaliśmy się z rodzicami po różnego rodzaju stancjach na terenie Gdyni, Wejherowa, Redy, Rumii... aż trafiliśmy do Gdańska. Mama otrzymała od swoich rodziców mieszkanie, gdy Ci postanowili wyjechać do Niemiec. W szkole szło mi różnie, aż do chwili gdy trafiłem do technikum morskiego. Wtedy dostałem dziwnego przebłysku intelektualnego. Wyuczyłem się w zawodzie marynarza. Technikum skończyłem z wyróżnieniem (pamiętam, bo wagarowałem najwięcej ze wszystkich z racji tego, że rodzice umożliwili mi samodzielne pisanie zwolnień i usprawiedliwień; nie chciało im się dreptać na wywiadówki, a gdy trzeba było odebrać świadectwo z rąk dyrekcji na oczach całej szkoły udawałem, że mnie nie ma
). Po szkole nadszedł czas, gdy wojsko się o mnie upomniało, więc stwierdziłem, że idę. Cieszyłem się z tego, że mnie kaprale przepiedol.. i, że wyjdę na ludzi ;D Długo to nie trwało, bo stwierdziłem, że skoro mam stracić rok to wolę iść do Policji. Tam przynajmniej płacili dwukrotnie wyższy żołd. Jako poborowy trafiłem więc do służby zastępczej do Oddziału Prewencji Policji w Gdańsku. Wkurwiony byłem, ponieważ chciałem iść do Warszawy. No ale cóż przynajmniej spełniły się marzenia z dzieciństwa i zostałem policjantem. Po pierwszym dniu na kompanii stwierdziłem, że zabrakło mi trochę inteligencji i że popełniłem jeden z największych błędów w życiu (drugim było przejęcie od ojca Fiata Brawy, rok 1999, 1.2 benzyna - no ja pierdol.....!!!!!!!!
). Rygor był 100% większy niż w wojsku, bo trafiłem na kompanię dawnych ZOMOli. Czego oni nie wymyślali. Teraz wiem, że mogłem iść do wojska. Jakoś udało mi się służbę kandydacką zakończyć, choć do tej pry biegam po sądach w sprawach z tamtego okresu, a kandydacką skończyłem 31 maja 2008 r. Przyszedł więc czas, aby postanowić co dalej. Nic nie wymyśliłem, więc po zdaniu wszystkich najpotrzebniejszych testów zostałem w resorcie MSWiA. Na kurs podstawowy trafiłem do Słupska. Znów miałem wkurw, bo nie dość, że to najcięższa szkółka policyjna w Polsce, to jeszcze nie lubili SzPaKów (tak nazywano kursantów po ZOMOzie, czyli po służbie zastępczej w Policji). No cóż było dużo nauki, ale jeszcze więcej zabawy
8) ;D
Szkółkę skończyłem z wynikiem ogólnym dobrym. Wtedy dowiedziałem się, że przydzielili mnie do ZOMO, czyli tam, gdzie odbywałem służbę kandydacką. Gdy pni naczelnik wydziału kadr przekazała mi to przez telefon ten wypadł mi z ręki. Musiałem kupić nowy telefon ;D Ale dziś jestem już tu ponad 2 lata i nie narzekam. Robota wyjątkowo jest super, bo bardzo urozmaicona. Zawsze robimy coś innego. Raz jeździ się na służbę patrolową, drugi raz zostaje się oddelegowanym do jakiegoś wydziału kryminalnego, czasem idzie się na ochotnika do pełnienia służby ochronnej placówek dyplomatycznych, czasem trzeba Tuska przypilnować, a w szczególności jego córeczki Kasi ;D (wyjątkowo wyniosła dziewucha), czasem pełni się warty na jednostce, czasem są szkolenia, więc się śpi, a dosyć często są konwoje kibiców i zabezpieczenia meczów. Aha raz na 3 lata na cały sezon letni wyjeżdża się wspomóc małe jednostki w miejscowościach turystycznych
No cóż, ale przynajmniej kasa jest większa niż w jakiejkolwiek innej jednostce, bo o dziwo ludzie rękoma i nogami bronią się przed trafieniem do ZOMO.
Na rzie wszystko, bo nie wiem, co jeszcze mógłbym napisać. Może jakieś propozycje? ;D